sty 22 2009

Gry i zabawy


Komentarze: 0
Wojny dzielnicowe Skomplikowana i koniecznie stale aktualizowana wiedza o wzajemnych układach, sojuszach czy antagonizmach poszczególnych dzielnic miasta była wtedy dla chłopaka niezbędna. Wycieczki w okolice, z mieszkańcami których właśnie byliśmy w stanie wojny, groziły obiciem pyska, albo i czymś gorszym. Wojny zwykle rodziły się w miejscach użytkowanych wspólnie, jak dyskoteki, lodowisko, basen. Ktoś komuś celowo lub niechcący nadepnął na odcisk, więc jak prawdziwi dżentelmeni szli załatwić tą honorową sprawę "solo za winkiel" (biją się jeden na jednego, za rogiem ulicy czy budynku). Jeśli bili się ludzie z jednej dzielnicy- wszystko było w porządku. Jednak jeżeli zatarg zdarzył się mieszkańcom różnych dzielnic- sprawa robiła się bardzo delikatna. Ingerencja kogoś z zewnątrz lub choćby cień podejrzenia o nieczystą walkę rodził żale, urazy i pretensje, a te z kolei przeradzały się w wojny całych dzielnic. W jednej tylko sytuacji wszystkie dzielnice miasta łączyły się w sojuszu instynktownie, natychmiast i bez dodatkowych uzgodnień: kiedy wojna wybuchała z mieszkańcami dowolnej z podopolskich wsi. W mieście osiedlili się repatrianci ze wschodu lub z Polski centralnej. Wsie należały do autochtonów, ludzi którzy przed wojną mieli obywatelstwo Rzeszy Niemieckiej. Posługiwali się żargonem złożonym z języka polskiego, niemieckiego oraz gwary śląskiej. Mówili o sobie, że nie są Niemcami, nie są Polakami- są Ślązakami. Miasto i wieś to były dwa odrębne, nieufne i niechętne sobie światy. Do wojny z "Hanysami" (od rejsebureau canada niemieckiego imienia Hans) nie trzeba było żadnego specjalnego czy honorowego powodu.
sspil : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz